Wzmacniamy to na czym skupiamy swoją uwagę.

Nadal niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego jak istotne jest to „o czym” oraz o tym „jak” myśli. Ten tekst zainspirowały ostatnie wydarzenie na Nanga Parbat oraz moje osobiste doświadczenia. Kilka lat temu usłyszałam takie zdanie od bardzo mądrej kobiety: „Jeżeli widzisz coś trudnego co dotyczy innej osoby nie skupiaj się na tym, ponieważ zamiast jej pomóc pogorszysz jedynie sytuację. Jeżeli nie możesz jej realnie pomóc to wycofaj swoje myśli i zatrzyj po nich wszelki ślad.” Wówczas jednak nie do końca zrozumiałam te słowa – dopiero lata doświadczeń pozwoliły mi pojąć o co jej dokładnie chodziło.

Na początek takie pytanie: co się dzieje automatycznie w naszej głowie kiedy jakiś znajomy, przyjaciel mówi nam o swoim bardzo trudnym położeniu życiowym (chorobie, problemach finansowych, rozwodzie, nałogu)? Czy odruchowo nie zaczynamy myśleć o tym jaki on jest biedny, jak go nam szkoda oraz o tym też jak to dobrze, że nas to nie dotyczy… Dzieje się tak, ponieważ większość z nas podświadomie bardzo boi się, że coś takiego też nas dotknie i kiedy spotykamy osobę w trudnej sytuacji życiowej, to projektujemy na nią naszą własne, niezintegrowane lęki. I przez to zamiast osoby, problemu do rozwiązania, widzimy przede wszystkim swoje własne obawy przed byciem w podobnej sytuacji. Oczywiście nie chodzi o to, żeby nie pochylać się nad czyimiś problemami, albo udawać, że ktoś tych problemów w ogóle nie ma. Jednakże w momencie kiedy nasza energię zasila sam problem, a nie jego rozwiązanie – to litując się nad daną osobą zwyczajnie ją jeszcze bardziej osłabiamy. Myślę, że istnieje forma uzależnienia, skutecznie podsycana przez współczesne media, która polega na tym, że się żyje cudzymi nieszczęściami. Cały czas skupiając się na problemach innych ludzi, pod płaszczykiem współczucia – przeżywając swoje własne lęki – ale w bezpieczny, zdystansowany sposób.

Ważne jest odróżnienie współczucia od litości oraz owej potrzeby taplania się w cudzych nieszczęściach. W momencie kiedy naprawdę współczuje to po prostu czuję to co ta osoba, widzę jej  trudności, wyzwanie, ból etc. Ale równocześnie nie zamykam się na rozwiązanie, nie wsadzam tę osobę na siłę w rolę bezwolnej ofiary, albo co gorsza, jednostki godnej pożałowania. A widzę w niej przede wszystkim człowieka i potrafię wczuć się w jej położenie, choć w kilkunastu procentach zobaczyć to co się dzieje z jej perspektywy. Zatem prawdziwe współodczuwanie zakłada, że jestem otwarta na doświadczenia drugiego człowieka i nie przeżywam tego jedynie mentalnie, ale też nie wrzucam swoich własnych emocji, które mogą zupełnie się rozmijać z tym co tak naprawdę doświadcza ta osoba. W momencie kiedy się nad kimś bardzo litujemy karmimy jej wewnętrzną ofiarę, która dzięki temu staje się silniejsza i zamiast pomóc ciągniemy ją w dół. Jedynie ktoś kto chętnie wchodzi w rolę biernej ofiary taką litość ochoczo przyjmie, a wręcz będzie jej od nas oczekiwał.

Reakcja ludzi na wydarzenia na Nanga Parbat pokazują, że jeszcze wiele osób nie potrafi naprawdę współodczuwać z drugim człowiekiem. Większość ludzi traciła swoją energię na mądrzenie się, ocenianie oraz kłócenie się ze sobą nawzajem. Na pewno takie zachowanie nikomu nie pomogło, czy zaszkodziło to już nie mnie oceniać. Było też wiele osób, która realnie wzięła się do pomocy: wysyłając pieniądze, albo po prostu ciepło myślała o Tomku Mackiewiczu oraz jego rodzinie. Kiedy ludzie zbierają się razem i łączą swoje myśli oraz uczucia w imię jednej ideii potrafią zadziałać naprawdę cuda, ponieważ wtedy nasze energie się nie dodają, ale mnożą, dzięki czemu mamy wspólnie znacznie większy power. Tym razem udało się połowicznie – Elizabeth Revol została uratowana i to jest wielki sukces. Zastanówmy się jednak następnym razem – tak szczerze – co robimy z naszą energią kiedy spotykamy się z kimś w bardzo trudnym położeniu. Może czasem warto powstrzymać mentalny ściek, zamiast niego po prostu dobrze pomyśleć o tej osobie, zrobić to co w danym momencie z naszej strony jest możliwe do zrobienia, albo zwyczajnie powiedzieć, że widzę Twoje położenie i Ci bardzo współczuje, ale wierzę, że sobie dasz radę. Mały, szczery gest współczucia i prawdziwej miłości może obudzić w drugiej osobię wolę walki i wiarę, że rzeczywiście sobie poradzi. Na koniec taki apel: Bądźmy dla siebie ludzcy i współczujący! To nic nie kosztuje, a może zmienić bardzo wiele też w naszym życiu.